A Ty! A Ty! Po łapach go!
Dawno nic nie pisałam. Kolejny raz dopadła nas choroba (a dokładniej obie moje córki) i razem ze szpitalem rozbiła naszą rutynę w drobny mak :/
Swoją drogą ostatnio często się zastanawiam czy to w ogóle ma sens. To pisanie. W końcu ani nie jestem psychologiem ani specjalistą w wychowywaniu dzieci. Właściwie nie jestem specjalistą w żadnej dziedzinie :D Ale myślę, że nawet jeśli nie napiszę nic nowego i odkrywczego, to o ile zmienię sposób myślenia chociaż jednej osobie na jakiś temat albo zwrócę uwagę na coś zwykle omijanego, to chyba warto. No i szczerze mówiąc robię to przede wszystkim dla siebie. Liczę na to, że ten blog jest krokiem jednym z wielu do zrealizowania moich życiowych celów.
Ale wracając do zmiany myślenia - dziś temat nieco mi bliski i nadal kontrowersyjny. Kary cielesne wobec dzieci. Bo "klaps to nie bicie". Albo "jakby dostał raz a porządnie to by tego i tego nie zrobił".
Jako młoda osoba spędzam wiele czasu w Internecie. Dzięki temu mogę mieć styczność z osobami w każdym wieku, z każdej warstwy społecznej, z różnymi poglądami i sposobami na życie. Czasami zdarza mi się czytać komentarze (dobra, nie czasem, prawie zawsze!) pod artykułami, które budzą wiele emocji. Zdarzają się i takie o dzieciach i nastolatkach, które zrobiły złe, straszne rzeczy: pobiły kogoś, skrzywdziły zwierzę a nawet kogoś zabiły. Przeważająca część komentarzy to teksty w stylu: "ale bym mu przylał! Należy mu się! Zrobić mu to samo! Gdyby rodzice bili to pewnie nie miałby głupich pomysłów" i nieśmiertelne "tak się kończy bezstresowe wychowanie". Czasem ktoś przytacza "mnie bili i wyszłam/wyszedłem na ludzi". Chyba nie do końca.
Odkąd pamiętam mama nigdy nie podniosła na nas ręki. Naprawdę nie pamiętam ani jednej takiej sytuacji. I myślę, że takich po prostu nie było. Czułam respekt i szacunek mimo, że czasem mogło się wydawać, że mam rodziców kompletnie za nic. Byłam grzecznym dzieckiem ale jako nastolatka czułam, że mam przeciwko sobie cały świat, również rodziców. Więc oni swoje a ja na przekór swoje. W żadnym z tych okresów nie pamiętam mamy, która by mnie karała biciem. Bardziej się bałam ją zawieść, bo wiedziałam za jaką mądrą i rozsądną osobę mnie ma. Ale lanie dostawałam, tak jak moje siostry. Ciężko mi powiedzieć jaki miało to wpływ na moje życie. Może mój wieczny strach o wszystko, ataki paniki z powodu głupot i wstyd to wynik tego, że wcześniej bałam się zrobić coś złego, bo czekało mnie lanie od taty? Więc wolałam (i nadal wolę) nie robić czegoś, nie próbować, bo boję się, że jeśli mi nie wyjdzie, to zawali się świat. Ale pewności nie mam.
Teraz wiem, że tacie brakowało siły i cierpliwości. Zupełnie jak mi. Tylko, że ja wiem już, że nie mogę popełniać tych samych błędów. Teraz mam całkowicie dobry kontakt z rodzicami, zwłaszcza z mamą. I wiem, że jej mogę powiedzieć wszystko, nawet te złe rzeczy. A tacie... Tacie nadal wolę nie mówić negatywnych rzeczy, mimo że wiem, że jestem już za duża na lanie :) Nie zrozumcie mnie źle, nie miałam złego dzieciństwa a bicie nie było codziennie, non stop i z ogromną siłą. Myślę, że duża część z nas dostawała klapsy, bo tak byli wychowani nasi rodzice i dziadkowie. Ale nie musimy powielać tych wzorców.
Kilka miesięcy temu mieliśmy z mężem sytuację podbramkową. Oboje byliśmy zmęczeni, dopiero położyliśmy spać młodszą córkę a starsza wpadła w histerię. Oczywiście wydawała się nam zupełnie bez powodu. Ale zapomnieliśmy, że wystarczy chwila spokoju, rozmowy i zrozumienia. I wtedy padła propozycja "to może daj jej klapsa". Nie wiem czemu akurat ja miałam to zrobić, myślę, że oboje mieliśmy przed tym takie opory, że jedno próbowało zrzucić odpowiedzialność na drugie. I wiecie co? Zrobiłam to. Dałam jej klapsa. I pewnie większość z Was stwierdzi, że dramatyzuję, ale cała nasza trójka skończyła z płaczem. Córka z większym, bo jej własna matka zawiodła ją, nie zrozumiała i uderzyła zupełnie bez powodu. Ja - bo o tym doskonale wiedziałam. Mąż - bo czuł się winny, tak jak ja. Obiecałam, że nigdy więcej żadne z nas tego nie zrobi.
Nie chcę żeby ktoś pomyślał, że uważam się za lepszą, oświeconą i nieskazitelną. Nie, nie ma rodziców idealnych, popełniam mnóstwo innych błędów. Ale ciężko mi zrozumieć jak ktoś może uważać, że przysłowiowy klaps jest świetnym rozwiązaniem wszystkich problemów wychowawczych. Jedno czego się w pełni nauczyłam jako rodzic to to, że zachowanie dziecka wynika z naszych działań. Wiem, że niektórym ciężko w to uwierzyć, ale można wychować dziecko okazując mu szacunek i zrozumienie. Z własnego doświadczenia wiem, że rozmowa naprawdę wystarczy. Moje dziecko wcale nie jest jedynym geniuszem świata, jest takie jak inne. I rozumie. Zawsze rozumiało.
Czytałam artykuł, w którym przytoczono statystyki. Okazało się, że większość kobiet, które były bite przez męża albo partnera, doświadczały przemocy w domu jako dzieci. Czuły, że bicie to naturalna kolej rzeczy. Wyobrażacie to sobie?
Kiedy dziecko kogoś bije i krzywdzi to nie jest wynik BRAKU przemocy. Lanie by nie pomogło. Prawdopodobnie takie dziecko już doświadcza tego lania. Ciekawe, że kiedy dorosły zrobi coś złego, np. coś ukradnie - nie ma komentarzy "jakby mu żona lanie spuściła, to by wiedział, że tak nie można". A dzieci nie są podludźmi. Musimy traktować je jak równym sobie, myślę że to szybko zaprocentuje. Przecież nie uderzę męża za rozlanie napoju, za głośne mówienie, za zniszczenie książki. Czemu miałabym to robić z dzieckiem? Uderzenie nie naprawi książki.
Nie jestem psychologiem ani specjalistą w wychowywaniu dzieci. Ale myślę logicznie, jestem otwarta na wszystkie sposoby dotarcia do dziecka, zależy mi na jego rozwoju. I klapsom i biciu mówię stanowcze "nie".
Nie urodził się jeszcze taki święty rodzic, który miały nieograniczone pokłady cierpliwości. Nie ma, po prostu nie ma. Każdy ma swoje granice. Ale warto znać je i w razie potrzeby wypracować jakiś sposób na uspokojenie. Ja sama ciągle pracuję nad swoją cierpliwością, głos unoszę częściej niż inni mogliby przypuszczać. Właściwie to ciągle się drę, bo mam wrażenie, że nikt mnie nie słucha. Ale walczę z tym, bo nie tędy droga.
PS. Jeśli Twoim zdaniem "klaps to nie bicie" to podaj mi swoje argumenty. Jak bicie może wpłynąć na rozwój dziecka? Pozytywnie oczywiście. Co można wypracować biciem, czego nie można by wypracować rozmową? Chętnie poznam argumenty drugiej strony nie ograniczające się do "ja dostawałem i żyję/ i mam szacunek/ i wyszedłem na ludzi".
Komentarze
Prześlij komentarz